Bezprawne wykorzystanie na stronie internetowej zdjęć może być bardzo kosztowne. Autorowi takich fotografii przysługują bowiem prawa majątkowe i niemajątkowe a prawo autorskie przyznaje im ochronę. Nasz Klient otrzymał wezwanie do zapłaty od pełnomocnika konkurenta na znaczną kwotę za to, że wykorzystał zdjęcia, do których nie miał praw. Na pierwszy rzut oka wezwanie było dobrze umotywowane, żądana kwota rozbudzała wyobraźnię i przerażała. Na dodatek, rzeczywiście doszło do wykorzystania spornych zdjęć. Niemniej, korzystając z fachowej pomocy prawnej, również w takich przypadkach spór można zakończyć z sukcesem a do tego zawrzeć korzystną transakcję.
Bezprawne wykorzystanie na stronie internetowej zdjęć może być bardzo kosztowne. Autorowi takich fotografii przysługują bowiem prawa majątkowe i niemajątkowe a prawo autorskie przyznaje im ochronę. Nasz Klient otrzymał wezwanie do zapłaty od pełnomocnika konkurenta na znaczną kwotę za to, że wykorzystał zdjęcia, do których nie miał praw. Na pierwszy rzut oka wezwanie było dobrze umotywowane, żądana kwota rozbudzała wyobraźnię i przerażała. Na dodatek, rzeczywiście doszło do wykorzystania spornych zdjęć. Niemniej, korzystając z fachowej pomocy prawnej, również w takich przypadkach spór można zakończyć z sukcesem a do tego zawrzeć korzystną transakcję.
Otrzymałeś wezwanie do zapłaty – skontaktuj się z prawnikiem
Na spotkanie w Kancelarii umówił się Klient, który w rozmowie telefonicznej powiedział, że otrzymał wezwanie do zapłaty na znaczą kwotę za to, że na stronie internetowej jego sklepu znajdują się zdjęcia, których nie ma prawa używać. Na spotkanie Klient przyniósł ów wezwanie, podpisane przez profesjonalnego pełnomocnika. Zawierało ono żądanie zaniechania naruszeń praw autorskich polegających na bezprawnym wykorzystaniu na stronie sklepu internetowego zdjęć produktów autorstwa mocodawcy tegoż pełnomocnika. Nadto, naszego Klienta wezwano do usunięcia skutków naruszeń tych praw, poprzez publikację stosownego oświadczenia, jak również do zapłaty kwoty kilkudziesięciu tysięcy złotych tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Dla naszego klienta była to znaczna kwota, tym bardziej, że wezwanie dotyczyło zaledwie kilkunastu zdjęć.
Klient był do tego stopnia przerażony otrzymanym wezwaniem, że wyłączył stronę internetową swojego sklepu. Bardzo istotne było to, że Klient szczerze powiedział nam, że w istocie zamieścił na swojej stronie zdjęcia, co do których nie nabył praw autorskich ani nie ustalił, czy autor zezwala na ich wykorzystanie w działalności gospodarczej. Sprawa dotyczyła zaledwie kilkunastu zdjęć obrazujących sprzedawane towary, które to zdjęcia zostały zamieszczone w początkowej fazie funkcjonowania sklepu. Miały one zostać zdjęte z witryny, niestety zapomniano o nich. Całej sprawie pikanterii dodaje fakt, że domniemany autor zdjęć także prowadził sklep internetowy i oferował konkurencyjne towary.
Decyzja o powierzeniu nam sprawy zapadła już na pierwszym spotkaniu. Przebieg całej naszej współpracy był wręcz wzorcowy co istotnie przyczyniło się do końcowego sukcesu. Klient zgłosił się do nas niezwłocznie po otrzymaniu pierwszego pisma. Dzięki temu mogliśmy zachować terminy, których niedotrzymanie miało spowodować wszczęcie postępowania sądowego. Co najważniejsze, Klient nie zataił wobec nas również żadnej okoliczności faktycznej sprawy. Szczerze i wyczerpująco opisał nam sytuację oraz swoje postępowanie. Dzięki wiedzy co do całokształtu sprawy, mogliśmy obrać strategię, która ostatecznie okazała się w pełni skuteczna.
Nie taki diabeł straszny jak go malują
Wstępna analiza sytuacji faktycznej prowadziła do wniosku, że żądanie zapłaty może okazać się zasadne, jeżeli wzywający istotnie był autorem zdjęć. Niemniej, ilość i jakość spornych zdjęć oraz okres ich wykorzystania kazały przypuszczać, że żądana kwota jest znacznie zawyżona.
W pierwszej kolejności przeanalizowaliśmy zawartość strony internetowej przeciwnika. Okazało się, że sporne fotografie rzeczywiście się na niej się znajdują. Jednakże brak było informacji wskazujących na autorstwo fotografii. Na karcie produktów znajdowały się zarówno zdjęcia autorstwa przeciwnika (wedle jego twierdzeń), jak również pochodzące bezpośrednio od producenta danego towaru. Fakt ten ustaliliśmy w wyniku analizy stron internetowych producentów. Zdjęcia umieszczone na kartach produktu były przemieszane oraz różnorako oznakowane. Na niektórych z nich widniało wyłącznie logo producenta, inne były opatrzone także adresem sklepu internetowego przeciwnika. Ogólnie rzecz ujmując, treść strony danego produktu nie pozwalała w żadnym zakresie na stwierdzenie, które ze zdjęć rzeczywiście mogły być wykonane przez przeciwnika, a które pochodziły od producenta. Co najważniejsze, sama strona nie dawała również odpowiedzi na pytanie, czy przeciwnik w rzeczywistości jest autorem tych zdjęć lub czy posiada do nich prawa, które nabył na podstawie licencji lub przeniesienia praw autorskich. Fakt ten był o tyle istotny, że autor, który żąda ochrony sądowej, musiałby udowodnić swoje autorstwo. Na etapie badania zasadności żądań wysuniętych w wezwaniu brak było takich dowodów. Okoliczność ta mogła zatem mieć dla naszego Klienta kapitalne znaczenie i stanowić ważny punkt obrony przed wysuwanymi roszczeniami.
Drugą kwestią, którą musieliśmy się zająć było ustalenie, czy przedmiotowe zdjęcia (przy założeniu, że przeciwnik będzie w stanie wykazać ich autorstwo lub wyłączne prawo do korzystania z nich) w istocie mogą zostać uznane za utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Nie każdy bowiem wytwór człowieka będzie stanowić utwór w rozumieniu ustawy. Tym samym, stwierdzenie że dane zdjęcie nie stanowi utworu, skutkuje brakiem ochrony na gruncie ustawy o prawach autorskich.
W wyniku przeprowadzenia takiej analizy, w oparciu o szeroką literaturę i orzecznictwo sądowe, doszliśmy do wniosku, że kwalifikacja wszystkich zdjęć jako spełniających wymogi utworu jest co najmniej dyskusyjna. Zdjęcia przedstawiały wyłącznie produkty. Ich ułożenie oraz kompozycja w żaden sposób nie przemawiała za przyjęciem odpowiedniego poziomu oryginalności i indywidualności. Co więcej, fotografie te nie były reżyserowane. Brak było na nich scenerii, tło pozostawało neutralne, nie zostały również przedstawione jakiekolwiek sylwetki osób, czy też scenki rodzajowe. Ustalenie to stanowiło niezwykle ważny element przyszłej taktyki procesowej.
Z ostrożności, na wypadek, gdyby wzywający był jednak w stanie wykazać, że to on wykonał zdjęcia i stanowią one utwory a co do zdjęć producenta przysługują mu wyłączne prawa do korzystania z nich (co było mało prawdopodobne, ale niczego nie mogliśmy w 100% wykluczyć) zasadnym było przeanalizowanie wysokości żądanej kwoty. Samo wezwanie było w tym zakresie lakoniczne. Żądane kwoty nie zostały w sposób szczegółowy uzasadnione, tym bardziej brak było wskazania w jaki sposób doszło do ich ustalenia. Treść wezwania wskazywała w zasadzie wyłącznie na to, że przeciwnik dochodzi odszkodowania równego podwójnej wysokości „stosownego wynagrodzenia”, które to wyliczone zostało w oparciu o stawki Związku Polskich Artystów Fotografików. Uzasadnieniem oparcia się o stawki ZPAF było stwierdzenie, że w większości przypadków biegli powołani do sprawy operują właśnie na tych stawkach. Co do samego zadośćuczynienia, wskazano wyłącznie, że kwota ma charakter symboliczny i związana jest z rozpowszechnianiem zdjęć bez wskazania ich autorstwa.
Analiza orzecznictwa pozwoliła nam na znalezienie argumentów kwestionujących stanowisko przeciwnika. Po pierwsze bowiem, w praktyce wielce dyskusyjnym jest zagadnienie możliwości dochodzenia odszkodowania za naruszenie majątkowych praw autorskich w wysokości odpowiadającej dwukrotności należnego wynagrodzenia. Nierzadko zdarza się, że sądy uznają takie roszczenie za stanowiące zbyt daleko idącą sankcję, między innymi z uwagi na fakt, że w prawie polskim brak jest odpowiedzialności odszkodowawczej o charakterze sankcyjnym. Innymi słowy, przyznane odszkodowanie ma jedynie naprawić szkodę, a nie prowadzić do wzbogacenia pokrzywdzonego. Po drugie, nie sposób było zgodzić się ze stanowiskiem przeciwnika, co do zastosowania stawek ZPAF. Owszem, stawki te są często stosowane, jednakże nie mogą stanowić oparcia w każdej sprawie. W tym zakresie orzecznictwo nakazuje stosowanie zdrowego rozsądku. Skoro bowiem stawki ZPAF dotyczą fotografów profesjonalnych, to najczęściej nie mogą one być stosowane w przypadku, gdy autorem zdjęć jest amator. Sądy uzasadniają tu swoje stanowisko tym, że oczywista jest różnica w jakości, kompozycji i reżyserii zdjęcia wykonanego przez profesjonalistę, a inna przez amatora. W takich przypadkach sądy oraz powołani przez nich biegli opierają się na stawkach rynkowych, stosowanych przez podmioty umożliwiające korzystanie z fotografii amatorskich. W szczególności, zastosowanie mogłyby znaleźć stawki oferowane przez serwisy stockowe.
Rekomendacja działania i wspólne podjęcie decyzji
O naszych ustaleniach niezwłocznie poinformowaliśmy Klienta. Wskazaliśmy, że istnieją argumenty przemawiające na jego korzyść. Skoro jednak bezspornym jest fakt korzystania ze zdjęć bezprawnie to możliwe jest doprowadzenie do znacznego zredukowania kwoty żądania. Całkowite oddalenie roszczeń byłoby natomiast mało prawdopodobne. Jednocześnie poinformowaliśmy naszego Klienta o wszelkich ryzykach związanych z wejściem w spór na drogę sądową. Warto bowiem zauważyć, że wiele elementów kluczowych dla spraw o prawa autorskie ma charakter ocenny. W szczególności trudno przewidzieć, czy dany wytwór w rzeczywistości zostanie uznany utwór przez konkretny skład sądu, czy też nie. W praktyce biegli przyjmują również różne stawki, na podstawie których dochodzi do wyliczenia wynagrodzenia. Kontrowersyjnym jest także wspomniana uprzednio możliwość dochodzenia odszkodowania w wysokości podwójnego wynagrodzenia. Dodatkowo, w przypadku przegranej, należałoby liczyć się z koniecznością pokrycia kosztów sądowych, które mogły wynieść w tej sprawie dodatkowe kilkanaście tysięcy złotych.
Po przeanalizowaniu z Klientem wszystkich aspektów ustaliliśmy, że w pierwszej kolejności wykorzystamy możliwość doprowadzenia do ugody zanim zdecydujemy się na wejście w spór na drodze sądowej. Wobec powyższego wysłaliśmy w imieniu naszego Klienta odpowiedź na wezwanie.
Wkrótce otrzymaliśmy od pełnomocnika przeciwnika kolejne pismo w sprawie. Wprawdzie w piśmie tym podtrzymano dotychczasowe żądania (trudno oczekiwać, że ktoś od razu się podda ;), jednakże wyrażono również gotowość do przystąpienia do wspólnych rozmów zmierzających do ugodowego zakończenia sprawy. Był to dla nas jasny sygnał, że przeciwnik nie jest już całkowicie przekonany co do ewentualnego wyniku sprawy sądowej.
Mamy ugodę!
Ostatecznie, po dość długich negocjacjach, prowadzonych zarówno pomiędzy pełnomocnikami jak i samymi zainteresowanymi udało się wypracować stanowisko satysfakcjonujące obie strony. W ramach ugody, strony ustaliły że nasz Klient zapłaci kwotę w wysokości 25% pierwotnego żądania oraz zakupi od przeciwnika pewną partię nieużywanego towaru po cenach hurtowych. W zamian za spełnienie obu warunków ugody, przeciwnik zrzekł się wobec Klienta wszelkich roszczeń związanych z naruszeniem. Tym samym, kończąc spór, strony jednocześnie zawarły korzystną transakcję handlową.
Przedstawiony kazus stanowi przykład sprawy, w której szanse procesowe obu stron sporu na korzystny wynik wynoszą po 50%. Do tego koszty postępowania mogły okazać się znaczne. Opłaty sądowe, koszty zastępstwa pełnomocnika strony przegrywającej oraz opinia biegłego mogły wynieść dodatkowe kilkanaście tysięcy złotych. To kategoria sprawy, w której nawet najlepsza argumentacja, powoływanie licznych orzeczeń i wypowiedzi doktryny nie gwarantują osiągnięcia korzystnego wyniku. Naszym zdaniem zakończenie sprawy poprzez zawarcie ugody było najlepszą i najkorzystniejszą opcją zakończenia sporu. Stanowisko takie uzasadnione jest otrzymanymi podziękowaniami i satysfakcją Klienta.
PAMIĘTAJ!